Leżę i czytam

Czas polegiwania, wywołany usterką kręgosłupa, wykorzystałem, jakżeby inaczej, na jeszcze bardziej niż zwykle intensywną lekturę. Tak więc po kolei.

Zaliczyłem „Mękę kartoflaną” Janusza Rudnickiego (W.A.B). Myślę sobie, że jeśli ktoś literacko miałby opisać to, co się w Polsce działo i w sumie ciągle dzieje po katastrofie smoleńskiej, to powinien to być Rudnicki. Idę o zakład, że zrobiłby to kapitalnie, w rudnicko-gombrowiczowskim stylu. Może to uczyni. A że mieszka w Pradze, powinno mu być łatwiej.

Zupełnie inną literaturą jest „Ścigając zło” Guya Waltersa (Świat Książki). To rzecz o tym, jak wiele zrobili alianci i Rosjanie, aby po wojnie nie złapać nazistowskich zbrodniarzy. Nóż się w kieszeni otwiera, gdy czyta się o zaniechaniach i przymykaniu oczu na zbrodnie. Dostaje się nawet Szymonowi Wiesenthalowi, który upiększał swoją biografię i dokonania.

Czytam też „Allen na scenie” (Rebis), oczywiście Woody’ego Allena. Pięć sztuk, część znam z czytania i z teatru, ale do Woody’ego zawsze chętnie wracam. Uwielbiam jego poczucie humoru.

Jutro, 24 lutego, 80. rocznica urodzin Thomasa Bernharda. Niestety, Bernharda – tego sumienia Austrii (i nie tylko jej), od dawna nie ma wśród żywych. Czarne przypomniało jego „Autobiografie”. Bernhard sporo konfabuluje na swój temat, ale jego wielkość objawia się w stylu i bezkompromisowych ocenach.

A w zasięgu ręki „Wzburzenie” Philipa Rotha, podesłane mi przez nieocenioną Panią Jadwigę Majdecką z Czytelnika, oraz wydany przez Niebieską Studnię „Dziennik rumowy” Huntera S. Thompsona.

I kiedy ja o tym wszystkim napiszę?  Ale do czytania - wszystkim polecam.

Komentarze