Mendoza w starym, dobrym stylu


Być może „Niewinność zagubiona w deszczu”, jak zauważył któryś z recenzentów, jest tylko wprawką literacką Eduarda Mendozy, ale niejeden pisarz chciałby zapewne być autorem podobnej wprawki.

Sam Mendoza, ceniony również w Polsce hiszpański pisarz, nazywa „Niewinność…” opowiadaniem, do którego napisania zainspirowały go własne doświadczenia z teatrem. Jednak na dobrą sprawę jedyne, co łączy ten utwór z „teatralnością”, to niewielka liczba głównych bohaterów. Jest ich troje: zakonnica Consuelo, bogaty ziemianin Augusto Aixelà de Collbató oraz pewien rozbójnik, który pojawia się w dalszej części opowiadanej historii.

A rzecz się dzieje w prowincji Barcelona w połowie XX wieku. Do don Augusta przychodzi młoda przeorysza, z prośbą o wsparcie dla prowadzonego przez siostry szpitala, z którego zakonnica chciałaby zrobić przytułek dla starych ludzi. Bogacz, znany nie tylko w okolicy uwodziciel i utracjusz, nie udziela jednoznacznej odpowiedzi. Siostra Consuelo będzie więc jeszcze przychodzić do niego wielokrotnie, za każdym razem z coraz większą chęcią. Zła opinia, jaką ma ziemianin, niewiele dla mniszki znaczy, płomienne uczucie, którą nią zawładnie, jest silniejsze…

„Niewinność…” jest melodramatem pozbawionym patosu i tkliwości, nie potępiającym nikogo. W tym niewielkich rozmiarów utworze znalazło się też miejsce na powieść łotrzykowską i obyczajową. Mendoza, który zwykle ma skłonność do ironii i groteski, tym razem obywa się bez nich. Książkę czyta się znakomicie, bo i znakomicie jest napisana.

Eduardo Mendoza, „Niewinność zagubiona w deszczu”. Tłumaczenie Zofia Wasitowa, Znak literanova, Kraków 2011, s. 134.

(powyższą recenzję publikowałem najpierw w Salonie Kulturalnym)

Komentarze