Nos Kleopatry a samobójstwo Hitlera



Nos Kleopatry: gdyby był krótszy, całe oblicze ziemi wyglądałoby inaczej. Ten słynny aforyzm z „Myśli” Pascala przyszedł mi do głowy, gdy czytałem „Hitlerland” Andrew Nagorskiego (Rebis, 2012).

Amerykański dziennikarz przypomina w swej książce zdarzenie, do którego doszło po nieudanym puczu monachijskim w 1923 r. Główny organizator puczu – Adolf Hitler – uciekając przed policją schronił się w domu Helen Hanfstaengl, pół Niemki, pół Amerykanki. Hitler przyjaźnił się z nią, jej mężem, a synek Hanfstaenglów mówił do niego „wujku”. Przyszły Führer, choć impotent, miał wyjątkową słabość do Helen i obdarzał ją szczególnymi, platonicznymi względami.

Tamtego dnia, gdy trupio blady zastukał do jej drzwi (męża akurat nie było w domu), był jednak załamany, że zaplanowany przez niego pucz nie powiódł się. Załamany tak bardzo, że wyciągnął pistolet i chciał się zastrzelić. Helen odwiodła go od tego zamiaru, tłumacząc, że są ludzie, którzy liczą, iż właśnie on uratuje kraj. Hitler potulnie oddał jej broń. Zrezygnował z samobójstwa. Helen Hanfstaengl, pisze Nagorski, „w najgorszy możliwy sposób wpłynęła być może na bieg historii”.

A nos Kleopatry? Otóż Helen, nie była żadną pięknością: „metr sześćdziesiąt wzrostu, grubokoścista, w dzieciństwie nieco korpulentna”. Była to uroda raczej typowej, mało atrakcyjnej niemieckiej Frau, w sam raz na gust Adolfa H. Przypuszczalnie, gdyby natura obdarzyła Helen urodą hollywoodzką, Hitler w ogóle by się nią nie zainteresował i tamtego feralnego (dla dalszych losów świata) dnia skończyłby z sobą.

A sam „Hitlerland” – to świetna książka pokazująca hitlerowskie Niemcy oczami Amerykanów mieszkających wówczas w Berlinie i innych niemieckich miastach.        

Komentarze