Z lektur. Krystyna Miłobędzka


Krystyna Miłobędzka nie jest poetycką gwiazdą (używam tego określenia bez przekąsu), ale przy swojej osobności i skromności z całą pewnością jest poetką wybitną.

Z Biura Literackiego dotarły do mnie dwie książki poetyckie Miłobędzkiej: „zbierane, gubione” i „znikam jestem”. Pierwsza to zbiór wierszy z wszystkich tomików poetki, druga jest zapisem czterech wieczorów autorskich, z utworami, ale i komentarzem autorki. Do tego płyta CD będąca dźwiękowym utrwaleniem spotkań poetki z czytelnikami.

Miłobędzka debiutowała w roku 1960 cyklem „Anaglify”. Od tamtego czasu wydała kilkanaście tomików, lecz tak naprawdę zaczęła być zauważana i doceniana dopiero w latach 90. Lepiej późno niż wcale.

Obie wydane przez BL książki to fascynujące spotkania z poezją i jej autorką. Utwory poetki z Puszczykowa pod Poznaniem pokazują, jak wielką wartość ma słowo i jak wielką jest tajemnicą. Miłobędzka pozwala nam posmakować tej tajemnicy.

Poezja jest niedefiniowalna, można tylko próbować się zbliżyć do określenia tego, czym jest. Krystyna Miłobędzka mówi czytelnikom w „znikam jestem”, że poezja jest czymś niezwykłym, nadzwyczajnym, większym i ważniejszym od tego, co jest rzeczą codzienną; (...) potrafi powiedzieć to, czego w zwykłym języku powiedzieć nie potrafimy, albo w ogóle nie potrafimy powiedzieć.

A o wrocławskim Biurze Literackim, które jest nie tylko wydawnictwem, lecz instytucją poetycką zupełnie wyjątkową w Polsce, będę miał okazję jeszcze nieraz napisać.

Komentarze