Joanna Szczepkowska, „Dzisiaj nazywam się Charles”

Joanna Szczepkowska, znana aktorka i felietonistka, od niedawna szefowa ZASP i za sprawą afery pośladkowej – skandalistka, jest również poetką. „Dzisiaj nazywam się Charles” to jej trzeci tomik (wyd. Nowy Świat), po „Miastach do wynajęcia” i „Ludziach ulicy i innych owocach miłości”.

Szczepkowska, przynajmniej w najnowszym zbiorze, uprawia przede wszystkim poezję codzienności i drobiazgów. Detale prowadzą ją do pointy. Dla autorki dobrym tematem na wiersz jest zasłyszany dialog („Usłyszane w tramwaju wodnym”), uliczny obrazek („Myjąca szyby”), strzęp rozmowy za kulisami („Teatr jest bez sensu”). A bohaterami czyni bezdomnych albo dzieciobójczynię, Janis Joplin czy Marylin Monroe (cykl „Dzisiaj nazywam się...”).

Formalnie Szczepkowska nie odkrywa poetyckiej Ameryki, chociaż próbuje (cykl „Rysunki wierszem”), lecz nie jest to najistotniejsze. Dla mnie ważne jest, czy w czytanym tomiku znajdę wiersz, którego szybko nie zapomnę. Wiersz, który jest świadectwem Poezji. W „Dzisiaj nazywam się Charles” znalazłem go. Tym utworem jest „Ja i ona”, dotkliwy utwór o samotności: ja i moja samotność robimy dwuosobową/ szarlotkę popołudniową/ ona w szlafroku profilem do okna bez słowa Cię przyjmie/ nie wiń jej (...) ja i moja samotność jesteśmy niepodobne/ a jednak nie dało się zerwać.

Poetka nie chowa się tutaj za szczegółami, które odwracałyby uwagę od najważniejszej rzeczy, przeciwnie – odsłania się i tą szczerością odbiera czytelnikowi spokój.

No i jeszcze jedna sprawa, o której godzi się powiedzieć: Joanna Szczepkowska w najnowszym tomiku występuje w podwójnej roli: jako poetka i autorka grafik.

Komentarze