Pożegnanie Krzysztofa Parszowskiego

Dzisiaj pożegnaliśmy Krzysztofa Parszowskiego, dziennikarza sportowego, który przegrał wieloletnią walkę z rakiem. Miał 47 lat, był moim rówieśnikiem.

Z Krzyśkiem, który nosił ksywę Parszu, pracowaliśmy w redakcji „Słowa Ludu, mało tego – chyba przez dwa lata siedzieliśmy w jednym pokoju, który de facto był suteryną. Ale był to najlepszy pokój w całej redakcji, na samym końcu, do którego prowadziły schody w szklanym łączniku, więc szefostwo rzadko tu zaglądało, a nam to bardzo odpowiadało – tym piszącym o sporcie, i tym piszącym o kulturze. W tym pokoju chętnie graliśmy w darta, Krzysiek był w nim bezkonkurencyjny, nie tylko zresztą wśród dziennikarzy. Dziesięć lat temu, zanim choroba zaatakowała go po raz pierwszy, brał nawet udział w mistrzostwach Polski w darcie w Katowicach i na chyba pięciuset zawodników zajął miejsce w pierwszej czterdzieste, co jak na amatora uprawiającego ten sport sporadycznie, było znakomitym wynikiem.

Krzysiek był świetnym kumplem i szalenie dowcipnym człowiekiem, potrafił nam wszystkim poprawić humor. Trudno go było nie lubić. Kilka razy uczestniczyliśmy wspólnie w sytuacjach, które być może nie były poetyckimi, ale miały w sobie element baśniowy rozjaśniający szarą rzeczywistość – że zacytuję klasyka.

I jeśli dzisiaj z taką chęcią oglądam przeróżne zawody sportowe, od piłki nożnej, ręcznej, siatkówki po lekką atletykę, boks i żużel, to myślę, że również dzięki temu, że pracowałem w jednym pokoju z dziennikarzami sportowymi, wśród których był Krzysiek Parszowski.

Komentarze