Kręgosłup mi się zepsuł

Kręgosłup mi się zepsuł, nie po raz pierwszy zresztą. Skrzywiony jestem jak paragraf. Chodzenie, stanie, siedzenie – wszystko utrudnione. Pisanie także. Zamiast własnego samochodu – autobus miejski, bo za kierownicą za cholerę nie usiądę.

Dzisiaj po południu idę do osobistego neurochirurga ;), mam nadzieję, że coś zaradzi. Bezoperacyjnie.

Jak zwykle, w takich sytuacjach obiecuję sobie, że się wezmę za siebie i znów zacznę chodzić na basen. I jak zwykle, przypominam sobie, jak mi dobrze było, gdy mnie nic nie bolało, a ja nie potrafiłem tego docenić. Ech.

Komentarze

  1. Witam w klubie:
    http://studiumczasoprzestrzeni.blogspot.com/2011/02/kregosup.html
    m.

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam ten ból. Współczuję. Jak mnie dopada ten pieroński ból, to najgorzej mam z załatwianiem potrzeb fizjologicznych. Facet to sobie może stać. Ale kobieta na stojąco nie bardzo... Ech.. hehe :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest w tym pewna pociecha, że jest nas więcej. Ale facet też wszystkiego nie zrobi na stojąco :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No tak, wszystkiego się nie da... Ale ten temat przemilczmy. ;) Ja w takich chwilach bez leków przeciwbólowych i zastrzyków nie wytrzymuję. Ech, ból pojawia się raz na pół roku, na rok, trwa przez tydzień, dwa. Ale skrzywienie lędźwiowe kręgosłupa jest już nie do naprawienia. Niestety. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Znam to wszystko, znam. Jak chodziłem na basen, miałem względny spokój. Przestałem - wróciło. Więć znów zacznę pływać, żeby wzmocnić mięśnie, chociaż tyle mogę zrobić.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz