Ukazał się nowy numer „Świętokrzyskiego Kwartalnika Literackiego”. A w nim sześć moich wierszy z tomiku „Data”.
Obecnie „ŚKL” jest kwartalnikiem tylko z nazwy. Najnowsze wydanie to poczwórny numer (31-34), w sumie aż 280 stron z wierszami, esejami, recenzjami. Czasopismo wychodzi pod egidą kieleckiego Oddziału Związku Literatów Polskich, któremu szefuje Stanisław Nyczaj, zarazem redaktor naczelny „ŚKL”.
Dobrze, że kwartalnik wychodzi, w czasach gdy tytuły kulturalno-literackie z przyczyn finansowych praktycznie znikły z rynku, takie wydawnictwo jest ewenementem (dotuje je Urząd Marszałkowski). Nie mogę się jednak powstrzymać przed kąśliwością, choć pewnie z grzeczności nie powinienem tego robić, skoro są w nim moje wiersze. Powinienem cmokać z zachwytu. Ale ja nie zawsze jestem grzeczny.
Otóż, według mej oceny, nie wszystkie teksty, jakie się w „ŚKL” znalazły, zasłużyły na publikację. Szlag mnie trafia, gdy czytam o „ojcowiznach”, „szczytach pamięci”, „pamięci rozpłomienionej”, „lustrze ostatnich kropel ciemności”, „łzie pod powieką”. Ta ocierająca się o grafomanię poezja mnie mierzi i nie chcę mieć z nią nic wspólnego. I jeszcze jedno – gdy wydawca recenzuje wydaną przez siebie książkę, to już żenada.
Obecnie „ŚKL” jest kwartalnikiem tylko z nazwy. Najnowsze wydanie to poczwórny numer (31-34), w sumie aż 280 stron z wierszami, esejami, recenzjami. Czasopismo wychodzi pod egidą kieleckiego Oddziału Związku Literatów Polskich, któremu szefuje Stanisław Nyczaj, zarazem redaktor naczelny „ŚKL”.
Dobrze, że kwartalnik wychodzi, w czasach gdy tytuły kulturalno-literackie z przyczyn finansowych praktycznie znikły z rynku, takie wydawnictwo jest ewenementem (dotuje je Urząd Marszałkowski). Nie mogę się jednak powstrzymać przed kąśliwością, choć pewnie z grzeczności nie powinienem tego robić, skoro są w nim moje wiersze. Powinienem cmokać z zachwytu. Ale ja nie zawsze jestem grzeczny.
Otóż, według mej oceny, nie wszystkie teksty, jakie się w „ŚKL” znalazły, zasłużyły na publikację. Szlag mnie trafia, gdy czytam o „ojcowiznach”, „szczytach pamięci”, „pamięci rozpłomienionej”, „lustrze ostatnich kropel ciemności”, „łzie pod powieką”. Ta ocierająca się o grafomanię poezja mnie mierzi i nie chcę mieć z nią nic wspólnego. I jeszcze jedno – gdy wydawca recenzuje wydaną przez siebie książkę, to już żenada.
Komentarze
Prześlij komentarz