Elfriede Jelinek irytuje i drażni. Pewnie nie wszystkich, ale mam wrażenie, że większość. Tego odbioru nie zmieniła przyznana jej w 2004 r. literacka Nagroda Nobla (niektórzy uważają, że to jedna z większych pomyłek Szwedzkiej Akademii).
Dla mnie austriacka pisarka jest kontynuatorką mistrza Bernharda, tyle że jej gniew jest bardziej histeryczny i krzykliwy. Obnaża zakłamanie, kołtuństwo, nietolerancję, rasizm nie tylko austriackiego społeczeństwa.
Jelinek pisze ostro, bezkompromisowo, czasami prowokacyjnie, a przy tym językowo – znakomicie. Mogę się tylko domyślać, jak dużym wyzwaniem są jej teksty dla tłumaczy. Ja lubię pisarstwo Jelinek, choć przyznaję, że przez „Dzieci umarłych” przebrnąłem z trudem, niemal z czytelniczym bólem. Z „Pianistką”, „Amatorkami” i „Wykluczonymi” było łatwiej. Tak samo jak z wydaną właśnie „Moją sztuką protestu” (W.A.B.), zbiorem esejów, felietonów, artykułów i przemówień.
Również i w tej książce Jelinek nie zostawia czytelnika obojętnym. Czasami potrząsa nim mocno. Bardzo mocno. Wystarczy przeczytać teksty o Fritzlu, a szczególnie o kobietach wykorzystywanych seksualnie w obozach koncentracyjnych. Ciężko się po tej lekturze otrząsnąć.
To już wiem po czyje książki sięgnę, by je przeczytać w najbliższym czasie. Książki pełne emocji, są dla mnie.
OdpowiedzUsuńWłaśnie jestem na etapie czytania prozy Jelinek.o swoich wrażeniach pisałam już na Facebooku, gdzie wywiązała się krótka dyskusja potwierdzająca Pana słowa: >Elfriede Jelinek irytuje i drażni. Pewnie nie wszystkich, ale mam wrażenie, że większość<. O dziwi, mnie zafascynowały "Amatorki". O dziwo – ponieważ szukam w literaturze innej energii, innego spojrzenia, bardziej budującego, ale styl, genialny język i dopracowana w każdym szczególe forma po prostu mnie zawojowały. :)
OdpowiedzUsuń