Bardzo lubię twórczość Johna Irvinga i gdyby nie to, pewnie bym dość szybko odstawił jego najnowszą powieść „W jednej osobie”. Doczytałem jednak do końca i nie żałuję, chociaż nie jest to książka na miarę „Świata według Garpa” czy „Syna cyrku”.
Seksualność z jej różnymi odcieniami i cieniami – to dość częsty motyw w prozie amerykańskiego pisarza. Gejów i transseksualistów mogliśmy spotkać w jego wcześniejszych książkach, bo jak wyjaśniał Irving, zawsze interesowali go ludzie nieprzystosowani seksualnie. Ale takiego nagromadzenia tych „nieprzystosowanych”, jak w „W jednej osobie”, dotychczas nie było. Na dodatek głównym bohaterem jest biseksualista. Irving poleciał po więc całości.
Ów bohater nazywa się William Abbott i jest pisarzem, który na starość opowiada o swoim intymnym życiu. Wychowywany przez matkę (ojciec zniknął, gdy Billy był jeszcze dzieckiem), ciotkę i dziadka, który w amatorskich przedstawieniach grywał kobiety, bohater od wczesnej młodości miał skłonność do interesowania się niewłaściwymi ludźmi. Najpierw fascynowała go dużo starsza bibliotekarka, która kiedyś była mężczyzną, potem pociągał go kolega ze szkoły. Skłonność Billy’ego do mężczyzn i kobiet (ze wskazaniem na tych pierwszych) okazała się trwała – opisy seksualnych i uczuciowych związków bohatera od lat 50. ubiegłego wieku aż do czasów współczesnych, a także dość skomplikowanych relacji rodzinnych wypełniają „W jednej osobie”.
Powyższa tematyka to nie jest moja bajka, pewnie nie jestem tak empatyczny jak autor „Hotelu New Hampshire”. Podziwiam jednak Irvinga za odwagę w przekraczaniu granic w opisywaniu wolności człowieka. Poza tym, zmienili się jego bohaterowie, ale przecież nie on. Jest to ten sam Irving, co wcześniej: piszący błyskotliwie i dowcipnie, przekorny i zaskakujący, chwilami wręcz prowokacyjny. „W jednej osobie”, mimo swej kontrowersyjności, jest książką wartą lektury.
John Irving, „W jednej osobie”. Przełożyła Magdalena Moltzan-Małkowska, Prószyński i S-ka 2012, s. 520.
Recenzja ukazała sie na portalu Okno Literatura
Seksualność z jej różnymi odcieniami i cieniami – to dość częsty motyw w prozie amerykańskiego pisarza. Gejów i transseksualistów mogliśmy spotkać w jego wcześniejszych książkach, bo jak wyjaśniał Irving, zawsze interesowali go ludzie nieprzystosowani seksualnie. Ale takiego nagromadzenia tych „nieprzystosowanych”, jak w „W jednej osobie”, dotychczas nie było. Na dodatek głównym bohaterem jest biseksualista. Irving poleciał po więc całości.
Ów bohater nazywa się William Abbott i jest pisarzem, który na starość opowiada o swoim intymnym życiu. Wychowywany przez matkę (ojciec zniknął, gdy Billy był jeszcze dzieckiem), ciotkę i dziadka, który w amatorskich przedstawieniach grywał kobiety, bohater od wczesnej młodości miał skłonność do interesowania się niewłaściwymi ludźmi. Najpierw fascynowała go dużo starsza bibliotekarka, która kiedyś była mężczyzną, potem pociągał go kolega ze szkoły. Skłonność Billy’ego do mężczyzn i kobiet (ze wskazaniem na tych pierwszych) okazała się trwała – opisy seksualnych i uczuciowych związków bohatera od lat 50. ubiegłego wieku aż do czasów współczesnych, a także dość skomplikowanych relacji rodzinnych wypełniają „W jednej osobie”.
Powyższa tematyka to nie jest moja bajka, pewnie nie jestem tak empatyczny jak autor „Hotelu New Hampshire”. Podziwiam jednak Irvinga za odwagę w przekraczaniu granic w opisywaniu wolności człowieka. Poza tym, zmienili się jego bohaterowie, ale przecież nie on. Jest to ten sam Irving, co wcześniej: piszący błyskotliwie i dowcipnie, przekorny i zaskakujący, chwilami wręcz prowokacyjny. „W jednej osobie”, mimo swej kontrowersyjności, jest książką wartą lektury.
John Irving, „W jednej osobie”. Przełożyła Magdalena Moltzan-Małkowska, Prószyński i S-ka 2012, s. 520.
Recenzja ukazała sie na portalu Okno Literatura
Świetna książka. Irving w formie, polecam wielbicielom i tym, którzy jeszcze pisarza nie znają
OdpowiedzUsuń