Ryszard Koziej pisze o „Berlinie”



W najnowszym numerze „Świętokrzyskiego Kwartalnika Literackiego” (nr 3-4/41-42, 2013) ukazała się recenzja powieści Berlin, późne lato, autorstwa Ryszarda Kozieja, dziennikarza Radia Kielce. Przytaczam ten tekst w całości. Kwartalnik dostępny jest w wydaniu papierowym oraz cyfrowym (link pod recenzją)  

Dramat osaczenia

Fikcyjni bohaterowie powieści Grzegorza Kozery sporo mają z samego autora, on może temu zaprzeczać, ale fakty niejako mówią same za siebie. To dowód autentyczności tej literatury, bo rzeczywistość postrzegana jest w niej oczami współczesnego człowieka, mężczyzny po przejściach, bohatera wrażliwego, wciąż uczącego się świata, mimo że sprawiającego wrażenie, jakoby o tym świecie wiedział już wszystko i przez to nieco cynicznego. Każdy, kto zna autora, po prostu odnajduje go w kreowanych przezeń postaciach, odnajduje też cząstkę siebie, bowiem bohaterowie powieści Biały Kafka czy Droga do Tarvisio są jednocześnie na wskroś indywidualni, jak i mocno charakterystyczni dla pokolenia inteligentów wchodzących w dorosłość razem z karnawałem „Solidarności” w 1981 roku.

Akcja wymienionych wyżej utworów Kozery dzieje się współcześnie, jednak najnowsza powieść Berlin, późne lato osadzona została w czasie drugiej wojny światowej, konkretnie w Berlinie w 1943 roku. Znów mamy tu całkowicie fikcyjnych bohaterów i znów w głównej postaci jest coś z samego autora, ale to coś dotyczy li tylko i wyłącznie sfery pytań o ludzką wrażliwość i ludzką wytrzymałość na otaczający każdego, niezależnie od czasu, wrogi, nieprzyjazny świat.

Książkę Kozery odczytuję jako próbę odpowiedzi na pytanie: co by było gdyby. Wehikuł czasu przenosi bohatera siedemdziesiąt lat wstecz, lecz nie dosłownie jak u Wellsa.Grzegorz Kozera dba o to, by Otto Peters był postacią z właściwej sobie epoki, a nie podróżnikiem w czasie, tyle że jego mentalność bliższa jest współczesnym Europejczykom, niż nawet wykształconym Niemcom siedemdziesiąt lat temu. Nie jest to wada powieści, bo nie jest książka Kozery powieścią historyczną, to bardziej historia miłości niemożliwej w niemożliwych czasach, wojna staje się wygodnym, wiarygodnym tłem do opowieści o czymś więcej niż pokazanie fikcyjnego epizodu ratowania przez niemieckiego inteligenta polskiej uciekinierki z obozu koncentracyjnego.

Wojenne tło, notabene, bardzo starannie przez autora odtworzone, może być bowiem scenerią każdej, również dzisiejszej tragedii, którą jednym słowem można nazwać przekleństwem osaczenia. Bohater powieści, 45-letni bezrobotny pisarz, bezrobotny, bo nie godzi się na tworzenie propagandowych tekstów dla nazistów, stara się za wszelką cenę zachować w czasach totalitarnych swoją zwykłą ludzką godność. Nie jest wojownikiem, więc bardziej liczy na przeczekanie złych czasów. Przypadek, jak to w życiu bywa, sprawia, że i taka postawa staje się niemożliwa, decyduje się na krok, który jemu i osobie, z którą styka go los, grozi śmiercią. Groźba śmierci osacza go ze wszech stron, Berlin 1943 roku jest miastem już bombardowanym przez aliantów i jest miastem, gdzie wciąż niezwykle skutecznie działa tajna policja, wyłuskująca niejako spośród mieszkańców tych wszystkich, którzy nawet w zwykłym zachowaniu odbiegają od hitlerowskiej propagandowej normy.

Współczesny czytelnik może rzecz jasna podczas lektury zadawać sobie pytanie: jak ja, równie wrażliwy niczym bohater, zachowałbym się na jego miejscu. Nie może oczywiście porównywać tamtych czasów z dzisiejszymi, ale czy niedające się jednoznacznie nazwać jakieś dzisiejsze osaczenie, jakaś niejedna presja, jakieś poczucie całkowitego zniewolenia na zupełnie innej płaszczyźnie, z zupełnie inną perspektywą nie sprawia, że wewnętrzny niepokój bohatera, jego psychiczny ból, jego nieodłączny strach, na swój sposób stają się dla nas zrozumiałe? Wojenne tło fabuły z dzisiejszej perspektywy wydaje się zupełnie nierzeczywiste, wręcz całkowicie wirtualne, ale czy nie jest tak, że poddani różnorakim presjom naszej codzienności nie odnosimy coraz częściej wrażenia, że nasze życie toczy się w równie wirtualnej przestrzeni?

Powieści Grzegorza Kozery nie kończą się happy endem, co tym bardziej uwiarygodnia opowiadane przez niego historie, także Berlin, późne lato zawiera w sobie zarówno tragiczny finał, jak i swoiste ukojenie bólu. Finał zabiera bohaterów w świat nierzeczywisty, tyle że już niewirtualny, pojawia się nienazwana, ale zawsze transcendencja.
Ryszard Koziej

„Świętokrzyski Kwartalnik Literacki”, 2013, nr 3-4, str. 144-145

Komentarze