Czytałem, czytałem, aż przeczytałem „Magika” Magdaleny Parys. I napisałem recenzję, która ukazała się na Okno Literatura.
Magdalena Parys, pochodząca ze Szczecina, a od dzieciństwa mieszkająca w Berlinie polska pisarka i dziennikarka, zadebiutowała w 2011 r. świetną powieścią „Tunel”. Na jej kolejną książkę pt. „Magik” musieliśmy czekać trzy lata. Warto było.
„Magik” to rzecz epicka. I nie liczbę stron chodzi (ponad 600), a w każdym razie nie tylko, ale również o konstrukcję powieści , wielość pojawiających się wątków i postaci. Właściwa akcja rozgrywa się w Berlinie w 2011 roku, mamy jednak też powrót do mrocznej przeszłości NRD, gdy w latach 80. Niemcy ze Wschodu (również Polacy) próbowali się dostać przez bułgarską granicę do Grecji i ginęli zastrzeleni przez bułgarskich strażników. Zorganizowana przez Stasi akcja likwidacji opozycjonistów nosiła właśnie kryptonim „Magik”. Jest także w „Magiku” sprawa niszczenia akt enerdowskiej esbecji i teraźniejsza działalność byłych agentów. Jeden z nich, Christian Schlangenberger, robi właśnie polityczną karierę i nietrudno się domyśleć, że aby osiągnąć cel wykorzystuje wszelkie metody, z morderstwami włącznie.
Ta nakreślona z rozmachem wielogłosowa opowieść nie tyczy wyłącznie spraw niemieckich. Podobnie jak w „Tunelu” i tutaj pojawiają się postaci o polskim rodowodzie: m.in. dziennikarka telewizyjna Dagmara Bosch – córka zamordowanego polskiego opozycjonisty czy berliński komisarz o swoiskim nazwisku Kowalski.
Tę książkę można klasyfikować jako thriller polityczny, powieść sensacyjną, kryminalną i obyczajową. Gdy ją czytałem, przychodziły mi na myśl nazwiska z najwyższej półki , jak Henning Mankell (cykl o Wallanderze), Stieg Larsson (trylogia „Millenium”), John le Carré („Ze śmiertelnego zimna”), Jens Lapidus („Szybki cash) czy Tom Wolfe („Ognisko próżności”). A gdybym przywołał Wiktora Hugo – też bym nie skłamał. Podobne odniesienia pomagają usytuować literacko „Magika”, lecz nie są najważniejsze. Co innego się liczy. To mianowicie, że współcześnie możliwe jest napisanie po polsku pierwszorzędnej powieści, w klasycznym dobrym stylu, z galerią krwistych bohaterów, a przy tym łączącej kilka gatunków. Powieści, którą się czyta z ogromnym zaciekawieniem i która ma klasę europejską – nie tylko ze względu na tematykę. No i że mimo 600 stron, nie jest to książka przegadana.
Nie wszystkie wątki w „Magiku” zostały doprowadzone do końca. I gdy czytelnik mógłby zdziwiony zapytać: „Jak to?”, pod ostatnim zdaniem znajduje dopisek: „Koniec tomu pierwszego”. Magdalena Parys zamierza bowiem napisać trylogię berlińską.
I to jest bardzo dobra wiadomość.
Magdalena Parys, „Magik”, Świat Książki, Warszawa 2014, s. 621
Magdalena Parys, pochodząca ze Szczecina, a od dzieciństwa mieszkająca w Berlinie polska pisarka i dziennikarka, zadebiutowała w 2011 r. świetną powieścią „Tunel”. Na jej kolejną książkę pt. „Magik” musieliśmy czekać trzy lata. Warto było.
„Magik” to rzecz epicka. I nie liczbę stron chodzi (ponad 600), a w każdym razie nie tylko, ale również o konstrukcję powieści , wielość pojawiających się wątków i postaci. Właściwa akcja rozgrywa się w Berlinie w 2011 roku, mamy jednak też powrót do mrocznej przeszłości NRD, gdy w latach 80. Niemcy ze Wschodu (również Polacy) próbowali się dostać przez bułgarską granicę do Grecji i ginęli zastrzeleni przez bułgarskich strażników. Zorganizowana przez Stasi akcja likwidacji opozycjonistów nosiła właśnie kryptonim „Magik”. Jest także w „Magiku” sprawa niszczenia akt enerdowskiej esbecji i teraźniejsza działalność byłych agentów. Jeden z nich, Christian Schlangenberger, robi właśnie polityczną karierę i nietrudno się domyśleć, że aby osiągnąć cel wykorzystuje wszelkie metody, z morderstwami włącznie.
Ta nakreślona z rozmachem wielogłosowa opowieść nie tyczy wyłącznie spraw niemieckich. Podobnie jak w „Tunelu” i tutaj pojawiają się postaci o polskim rodowodzie: m.in. dziennikarka telewizyjna Dagmara Bosch – córka zamordowanego polskiego opozycjonisty czy berliński komisarz o swoiskim nazwisku Kowalski.
Tę książkę można klasyfikować jako thriller polityczny, powieść sensacyjną, kryminalną i obyczajową. Gdy ją czytałem, przychodziły mi na myśl nazwiska z najwyższej półki , jak Henning Mankell (cykl o Wallanderze), Stieg Larsson (trylogia „Millenium”), John le Carré („Ze śmiertelnego zimna”), Jens Lapidus („Szybki cash) czy Tom Wolfe („Ognisko próżności”). A gdybym przywołał Wiktora Hugo – też bym nie skłamał. Podobne odniesienia pomagają usytuować literacko „Magika”, lecz nie są najważniejsze. Co innego się liczy. To mianowicie, że współcześnie możliwe jest napisanie po polsku pierwszorzędnej powieści, w klasycznym dobrym stylu, z galerią krwistych bohaterów, a przy tym łączącej kilka gatunków. Powieści, którą się czyta z ogromnym zaciekawieniem i która ma klasę europejską – nie tylko ze względu na tematykę. No i że mimo 600 stron, nie jest to książka przegadana.
Nie wszystkie wątki w „Magiku” zostały doprowadzone do końca. I gdy czytelnik mógłby zdziwiony zapytać: „Jak to?”, pod ostatnim zdaniem znajduje dopisek: „Koniec tomu pierwszego”. Magdalena Parys zamierza bowiem napisać trylogię berlińską.
I to jest bardzo dobra wiadomość.
Magdalena Parys, „Magik”, Świat Książki, Warszawa 2014, s. 621
Komentarze
Prześlij komentarz