Czy możliwy jest thriller, w którym nie dochodzi do morderstwa i nikt nie dybie na cudze życie, a mimo to czytelnik trzymany jest w napięciu do ostatniej strony? Tak, pod warunkiem, że jego autorem jest Robert Harris, znany m.in. z „Autora widmo”, „Oficera i szpiega” oraz „Trylogii rzymskiej”. Jest jeszcze jeden warunek: powieść musi dotyczyć niezwykłego i tajemniczego wydarzenia, a takim z pewnością jest konklawe.
„Konklawe” Harrisa rozpoczyna się z chwilą śmierci papieża, którego imię w powieści nie pada, ale nietrudno doszukać się podobieństwa z papieżem Franciszkiem – Kuria go nie cierpiała, ponieważ preferował ubóstwo i prostotę. Do Rzymu przybywają kardynałowie z całego świata, żeby wybrać nowego Ojca Świętego. Wśród nich jest nikomu nieznany Benitez z Filipin, którego papież potajemnie uczynił kardynałem niedługo przed swą śmiercią. Filipińczyk zostaje dopuszczony do głosowania, a taką decyzję podejmuje włoski kardynał Lomeli, kierujący obradami. To on jest głównym bohaterem powieści.
Dzięki Harrisowi czytelnik ma wrażenie, że jest bezpośrednim świadkiem wydarzeń rozgrywających się w Kaplicy Sykstyńskiej, gdzie odbywa się konklawe, oraz w Domu Świętej Marty, gdzie nocują kardynałowie. Pasjonujące jest śledzenie wyników kolejnych głosowań, a także intryg – kardynałowie nie są świętymi, tylko zwykłymi ludźmi, mającymi swoje słabości i namiętności. I chociaż wcześniej można się domyśleć, kto zostanie powieściowym papieżem, to już na sam koniec Harris serwuje nam niespodziankę, której nie sposób było przewidzieć. Pełne zaskoczenie. „Konklawe” to także gotowy materiał na scenariusz filmowy, ale to akurat nie jest zaskoczeniem.
Robert Harris, „Konklawe”. Tłumaczenie Andrzej Szulc, Wydawnictwo Albatros 2017, s. 336.
Komentarze
Prześlij komentarz