Jednak toczy się inne życie poza Euro. W sobotę wieczorem wybrałem się do Teatru im. Żeromskiego na ostatnią przed wakacjami premierę – „Niebezpieczne związki” Choderlosa de Laclosa w reżyserii Radosława Rychcika. Mimo że nie obejrzałem drugiej połowy meczu Holandia–Dania i pierwszej połowy spotkania Niemcy–Portugalia, nie był to wieczór stracony.
Jeśli ktoś nie czytał osiemnastowiecznej epistolarnej powieści „Niebezpieczne związki”, to zna zapewne którąś z adaptacji filmowych (szczególnie dwie, Frearsa i Formana, są znakomite). Streszczał więc książki nie będę.
Reżyser kieleckiego spektaklu swoją sceniczną wersję powieści uwspółcześnił, ale tym razem – w odróżnieniu od jego ubiegłorocznego „Hamleta” – mnie to w ogóle nie przeszkadzało. Widać, że Rychcik jest poszukującym artystą – materiał literacki jest dlań tworzywem, z którego lepi oryginalne teatralne dzieło: intrygujące, przykuwające uwagę, dające do myślenia. A w przypadku „Niebezpiecznych związków” – również udane. Podobała mi się też hipnotyzująca muzyka towarzysząca tej inscenizacji, Michała Lisa i Piotra Lisa.
Myślę tylko, że niepotrzebnie do tekstu de Laclosa wplótł Rychcik fragmenty dwóch utworów innych pisarzy. Według mnie jego widowisko i bez tego pozostałoby uniwersalne: niezależnie od czasów, w których żyjemy, dobrze pamiętać – o czym pisał de Musset – że nie igra się z miłością.Spektakl polecam.
Komentarze
Prześlij komentarz