Podobno im człowiek starszy, tym mniej rzeczy jest go w stanie zaskoczyć. A jednak. Dzisiaj mam urodziny, czym się nie chwaliłem w firmie, gdzie pracuję na co dzień, choć w czasach Facebooka trudno takie fakty ukryć – nawet Google złożył mi życzenia i narysował tort.
Siedzę więc sobie przed laptopem, stukam w klawiaturę, gdy nagle wchodzi koleżanka(a imię Jej Kinga) i pyta, czy mogę na chwilę do pokoju obok. Idę więc posłusznie, wchodzę, a tam wokół dużego stołu stoi grupa moich koleżanek i kolegów, a na stole leży moja nowa książka, ale nie jedna, tylko 26 egzemplarzy! Skubani kupili je, o czym nie wiedziałem, i przenieśli, abym im podpisał. Przyznaję, że z wrażenia zaniemówiłem i nawet chyba poczułem drapanie w gardle. Ze wzruszenia.
Przyznacie, że dla kogoś, kto pisze książki, to oryginalny prezent urodzinowy. I że mam świetne koleżanki i świetnych kolegów. Mogę im tylko gorąco podziękować.
A książki oczywiście podpisałem. Tylko teraz się zastanawiam, że skoro tylu mich znajomych kupiło już „Co się zdarzyło w hotelu Gold”, to kto przyjdzie 28 marca na spotkanie do Matrasa?
Ja mam Pana w znajomych na fb, a w czytniku jedną z Pana powieści. Jednak chyba zacznę od najnowszej, którą zamierzam jutro zakupić. Pozdrawiam Piter Murphy
OdpowiedzUsuńpisanyinaczej.blogspot.com
Ja również pozdrawiam Panie Piotrze!
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że to jeden z najoryginalniejszych prezentów urodzinowych, o jakich słyszałam. Kolegom i koleżankom z pracy należą się duże brawa. Przecież mogli po prostu kupić kwiaty...
OdpowiedzUsuńZgadzam się Panią całkowicie, Pani S. :)
Usuń