Bohater przedwojennej powieści Józefa Wittlina „Sól ziemi” Piotr Niewiadomski nie potrafił
odróżnić prawej strony od lewej. To jednak przypadłość nie tylko postaci
literackich.
Jadę z rodzoną siostrą na pogrzeb kuzynki we wsi pod
Ostrowcem. Rejon zamieszkany głównie przez elektorat pisowski, co w sumie nie
ma znaczenia. Chociaż może ma.
Dojeżdżamy do wsi i rozglądamy się za kościołem. „Pierwsze
co widzisz to wieża kościoła” – jak pisał poeta. Ale kościoła nie widać. Z
naprzeciwka na rowerze jedzie facet. Na oko czterdzieści lat, wąsy. Raczej
tubylec. Zatrzymuję samochód, odkręcam szybę i pytam o kościół. Facet mija nas,
ale zaraz hamuje. Przez chwilę myśli.
– Dojedzie pan do skrzyżowania i skręci w lewo – mówi nie
zsiadając z roweru i wskazuje ręką kierunek. Przy czym mówiąc „w lewo” pokazuje
na prawo. Trochę jestem zdezorientowany.
– To w lewo czy prawo? – pytam. – Bo pokazuje pan w prawo.
Facet przygląda się swoim rękom.
– Zara – mówi bardziej do siebie niż do mnie. – Ta jest lewa
– wyciąga przed siebie lewą. – A ta prawa – to samo robi z prawą.
Ale pewien nie jest. Zostawia rower na środku drogi i
podchodzi do samochodu.
– To ja jeszcze raz pokażę. Dojedzie pan do skrzyżowania, a
potem skręci… w tę! – wykrzykuje z zadowolony, że pokazał właściwy kierunek.
Komentarze
Prześlij komentarz