Po targach – tak dobrze, że aż źle


Poniższy ten tekst opublikowałem jako wpis na swoim profilu na  Facebooku, myślę jednak powinien znaleźć się również w Notesie Poetyckim.

Cieszą tłumy czytelników na krakowskich targach, co pozornie może świadczyć o dużym czytelnictwie w Polsce,  ale w tej beczce miodu da się  wyczuć smak dziegciu. 

Moja refleksja po targach jest więc taka. Rynek wydawniczy, wzorem mediów,  coraz bardziej zmierza w stronę komercji i rozrywki, żeby nie powiedzieć , że ulega tabloizacji. Nie jest to nic nowego, jednak w tym roku zauważyłem to szczególnie wyraźnie. Książka przestaje być książką, staje się TOWAREM, który trzeba szybko sprzedać. Wydawcy oferują przede wszystkim tytuły, które nie zmuszą czytelnika do intelektualnego wysiłku.  Lektura musi być lekka, dobrze jak jest zabawna, może też wzruszać, ale bez przesady.

Dominują więc książki z celebrytami, wszelkiego rodzaju wywiady i biografie, poradniki, wydawnictwa typu leksykony, a książki historyczne najlepiej jak są o znanych damach z przeszłości. Nie twierdzę, że to wszystko jest złe, są wśród tych pozycji rzeczy porządnie napisane i podane, jednak tzw. literatura ambitna staje się coraz węższym marginesem, czy nam się to podoba, czy nie. Takie czasy, panie.

Komentarze

  1. Tak to jest. Bo na targach, które są świętem książki, to pisarz powinien być "celebrytą", a nie celebryta "pisarzem". W tym drugim wypadku celebrować powinno się najwyżej ghostwriterów:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz