„Rasputin” w Teatrze im. Żeromskiego – recenzja


Ten spektakl mógłby się równie dobrze nazywać „Ostatnie dni Romanowów”, „Zmierzch bogów” albo „Koniec epoki”, ponieważ  tytułowy Rasputin niekoniecznie jest najważniejszy, ale za to przyciąga uwagę. To historia o przemijaniu i bezradności wobec Historii, której głównym bohaterem jest rodzina cara Mikołaja II oraz, jakby nie patrzeć, Grigorij Rasputin. Aluzji do współczesności też się można dopatrzeć.

Kto zna wcześniejsze realizacje duetu Janiczak (tekst) – Rubin (reżyseria), ten wie, że można się po nim spodziewać jazdy po bandzie. Z „Rasputinem” jest podobnie, przy czym według mnie to najbardziej klarowny spektakl tej pary z wszystkich wystawianych dotychczas w Kielcach („Joanna Szalona: Królowa”, „Caryca Katarzyna” i „Hrabina Batory”). I zarazem najlepszy.

Tego widowiska nie da się zresztą zamknąć w jednym czy dwóch przymiotnikach. Jest bowiem ono intrygujące, prowokacyjne, refleksyjne, zabawne, chwilami obsceniczne  i rzecz jasna – oryginalne. W sumie widz otrzymuje ponad dwie godziny (bez przerwy) mocnego i bardzo dobrze zgranego przedstawienia, w którym do udziału zapraszana jest publiczność, a nawet przechodnie (co można zobaczyć na żywo za pośrednictwem kamery).  Spośród jedenastu wykonawców jak dla mnie najbardziej wyraziście zagrała Magda Grąziowska i wcale mi nie chodzi o topless.

Jeśli więc ktoś mnie zapyta, czy warto wybrać się na „Rasputina”, bez wahania odpowiem, że tak, przy czym nie jest to spektakl dla każdego. 

P.S. Niestety, nie mam zdjęcia ze spektaklu, więc zamieszczam okładkę „Gazety Teatralnej”, która jednak może być myląca.    

Jolanta Janiczak: „Rasputin”. Reżyseria – Wiktor Rubin, scenografia, światło, wideo – Krzysztof Kaliski, kostiumy – Hanna Maciąg, Jolanta Janiczak. Teatr im. Żeromskiego w Kielcach. Prapremiera 23 września br.

Komentarze